Przypomniał mi się ostatnio fragment filmu Linklatera, w którym poruszana jest kwestia ewolucji i jej kierunku. Na przestrzeni tysięcy lat zmienialiśmy się zbiorowo – jako gatunek. Obecnie przemiany tyczą się raczej jednostki. Stopień rozwoju, głównie intelektualny, obecnie nie biegamy już z kijkiem po dżungli, coraz bardziej dzieli stąpające po globie istoty. Zastanawiam się czemu mają służyć owe zmiany. Zazwyczaj przetrwaniu gatunku – a to z kolei wiąże się rozmnażaniem. Patrząc na te przemiany z puntu widzenia ewolucji pożądania, można wysunąć hipotezę, że coraz bardziej w cenie są osoby wysoko ustawione w owej drabinie zbudowanej ze stopni IQ. Idąc dalej, czy jest możliwym, że to ewolucja warunkuje pewne predyspozycje do przyjmowania ambitniejszych życiowych, naukowych czy zawodowych ścieżek. Prawnik, lekarz, artysta zazwyczaj argumentują swój wybór wzniosłymi ideami – pomoc chorym, niewinnym czy tworzenie czegoś wyższego nieśmiertelnego. A może jednak jest to tylko kolejny taniec natury, tylko zamiast prężącego się kaczora, tańczy ze stetoskopem lekarz, malarz z pędzlem czy prawnik w todze? Taniec ten wiąże się również z zasobami finansowymi, co jeszcze bardziej podkreśla atrakcyjność jednostki.